O konieczności zmian strukturalnych

 

Gazeta Wyborcza. Piątek, 9 listopada 2001 r. Tytuł od redakcji. Śródtytuły autora.

 

Nie wystarczy tylko łatać, rządzie, budżetowej dziury.

 

Nowa kadencja Sejmu i rozpoczęcie pracy nowego rządu przebiegają pod znakiem finansów publicznych. Przy tej okazji staje kwestia prywatyzacji, na którą przy takiej okazji spogląda się przez pryzmat dochodów oraz działanie służb publicznych i wykonywania różnych zadań państwa widziane jako kłopotliwe wydatki. Kłopot, jakim jest równoważenie budżetu przysłania problemy struktury, a wiec wydajności i skuteczności działania ważnych działów gospodarki – są to najczęściej sektory, w których dominuje własność państwowa, ale nie tylko. Tymczasem to ich niewydolność i niska wydajność jest jedną z przyczyn kłopotów koniunkturalnych i budżetowych. Długi kopalń, kolei i hut – mierzone miliardami złotych - to niezapłacone - a raczej płacone przez budżet, czyli podatnika - składki ZUS i podatki. To także niezapłaceni dostawcy, którzy znowu przenoszą swój kłopot na budżet, ZUS i pracowników. Pracownicy mniejszych firm mają mniej do powiedzenia i można ich zwalniać bez takich odpraw, jakie otrzymali ich koledzy w silnych politycznie sektorach. W ten sposób problemy tych firm wędrują po gospodarce i w końcu albo bezpośrednio, albo przechodząc po drodze przez słabsze politycznie przedsiębiorstwa, docierają do budżetu i podatnika oraz na rynek pracy. Paradoksalnie podobnym problemem są cieszące się dobrym samopoczuciem monopole – energetyka, gazownictwo, telekomunikacja. Drogi prąd, długie oczekiwanie na podłączenie nowej firmy do sieci, słaba dostępność telefonu i Internetu obciążają budżet, zwiększają koszty firm i osłabiają koniunkturę.

 

Prywatyzacja i konkurencja

 

Prywatyzacja energetyki i kolei była ostatnio dość mocno obrzydzana w prasie, ale zapomniano, że problemy z amerykańską energetyką w jednym ze stanów USA powstały na skutek zaistnienia prywatnego monopolu. Do tego można doprowadzić źle prywatyzując i zaniedbując działania antymonopolowe, tam gdzie konkurencja jest możliwa (produkcja) i nie podejmując działań regulacyjnych przy pomocy wyspecjalizowanych i mocnych agend – tam gdzie monopol jest naturalny (dystrybucja). Warto jednak wiedzieć, że po poprawnym sprywatyzowaniu sektora gazowego w Wielkiej Brytanii też pojawiły się skargi konsumentów. Otóż dotyczyły one zbyt nachalnej działalności akwizycyjnej prowadzonej przez dostawców gazu, zamęczających konsumentów nowymi ofertami. Natomiast, co by nie mówić o prywatnych kolejach brytyjskich, to jedno jest pewne – dotacje (wydatki podatnika) zmalały, a przewozy przestały spadać, a nawet nieco wzrosły – odwrotnie niż w Europie kontynentalnej, w której rządy stale popierają kolej, ale przewozy maleją.

W Polsce nie nachodzą nas w domu akwizytorzy telekomunikacji, którzy wpychaliby nam stacjonarny telefon i deklarowali gotowość jego podłączenia choćby dziś, ani energetycy lub gazownicy oferujący tani prąd lub gaz. Wprost przeciwnie - bywa, że problem przyłączenia kiosku lub domu do mediów jest nadal kwestią próśb i błagań ze strony odbiorcy, który chce kupić prąd, a zakład ma wątpliwości czy sprzedawać. Na szczęście są to sytuacje coraz rzadsze, ale rychłe wpadnięcie w drugą skrajność nam nie zagraża.

 

Elektroenergetyka

 

W elektroenergetyce są podstawy prawne i nienajgorsza struktura podmiotów – podział na producentów, przesył i dystrybucje nastąpił już dawno. Niestety wciąż nie ma realnego rynku i giełdy. Tylko niewielki, nie mający znaczenia dla kształtowania cen, procent energii jest przedmiotem takiego właśnie wolnego obrotu. Dlatego, że wciąż nie udało się wybrnąć z kontraktów długoterminowych. Zagwarantowano w nich elektrowniom zakup energii przez długie lata, aby pokryć koszty inwestycji, jak się zdaje robionych na wyrost. W efekcie nie ma realnej konkurencji i przymusu wyboru najtańszych elektrowni, obniżania kosztów oraz optymalizacji inwestycji, za to jest niezbyt opłacalny i trudny, a więc tani – ze względu na istniejące nadwyżki mocy w Europie - eksport. Gazownictwo dzielnie broniło się przed podziałem na kilka firm i jakoś dotrwało w niewiele zmienionej od czasów PRL postaci do dzisiaj.

 

Górnictwo

 

W górnictwie osiągnięto minimalny, ale dodatni wynik finansowy wydobycia węgla. Reformy opłaciły się, potężny 20 miliardowy dług nie narasta, ale też nie będzie spłacony, lecz stopniowo redukowany. Trzeba jednak pamiętać, że zarobki górników w miarę wzrostu płac w Polsce też będą rosły, a cena węgla jest raczej stabilna. Wynagrodzenia to połowa kosztów wydobycia. Poprawa wydajności pozostanie stałym wyzwaniem. Jest tu jedna zaszłość, o której trudno nie wspomnieć, zwłaszcza wtedy, gdy wciąż słyszymy o potrzebie oszczędzania. Otóż można było zwolnić dziesiątki tysięcy górników. Było to konieczne. Ale jest źle, gdy równocześnie nie da się zmniejszyć liczby spółek, gdyż przy okazji trzeba zlikwidować raptem kilkadziesiąt etatów prezesów zarządów, rad nadzorczych i funkcjonariuszy związków zawodowych, którzy dziś stanowią nadbudowę biurokratyczną taka samą, jak wtedy, gdy wydobycie i zatrudnienie było półtorakrotnie większe. Rok temu zamiar zmniejszenia liczby spółek został poniechany Ta biurokracja to nie tylko bezpośredni koszt wysokich wynagrodzeń i wielkich gmachów. To także blokada dalszych zmian, które powinny prowadzić do koncentracji wydobycia w najbardziej wydajnych kopalniach poprzez przesuwanie zatrudnienia do tych właśnie kopalń i ograniczanie wydobycia mniej efektywnego. Grozi nam taka sytuacja, że słabsze kopalnie nie wypuszczą z objęć swych pracowników w trosce nie o pracę górnika, ale o posady prezesa, zarządu, rady nadzorczej i funkcjonariuszy związkowych, które straciłyby rację bytu, gdyby czynnych kopalń było mniej.

 

Hutnictwo

 

W hutnictwie podstawy teoretyczne koniecznych zmian były wypracowane już w 1991 roku. Niestety nadal są aktualne. Huty długo pozostawały przedsiębiorstwami państwowymi, to znaczy - wbrew nazwie - firmami nie kontrolowanymi przez państwo, tylko przez dyrekcje i samorząd pracowniczy. Dzięki owej samorządności oraz dobrym kontaktom z bankami hutnictwo Polskie ma nowoczesne stalownie i długi z tytułu ich budowy, za to nie ma produktu na sprzedaż. Ściślej biorąc produkuje sporo wyrobów nisko przetworzonych, które stanowią zdecydowana większość hutniczego eksportu, za to nie ma wyrobów przetworzonych wysokiej jakości potrzebnych do wyrobu samochodów lub puszek na coca-colę, które trzeba importować. W rezultacie to, co przynosi mierny zysk lub – jak twierdzą konkurenci naszego hutnictwa wytaczający mu procesu antydumpingowe – straty, jest eksportowane, a ten rodzaj stali, na którym można zarobić - importowany. Trudno sobie wyobrazić większy sukces przedsiębiorstw samorządowych. Rządom nie udało się ani narzucić hutom integracji lub koordynacji działań inwestycyjnych, ani ich sprywatyzować, gdy była po temu pora. Inaczej niż w górnictwie odpowiednie ustawy uchwalone zostały dopiero w tym roku. Jednak bez silnej woli politycznej rządu z samych ustaw wiele nie wyniknie.

 

Kolej

 

Zmiany na kolei przez wiele lat polegały na oszczędzaniu na remontach i zmniejszaniu prędkości pociągów. Jednocześnie wsparcie transportu pasażerskiego regionalnego i aglomeracyjnego, które w imię uczciwej konkurencji pomiędzy transportem drogowym i kolejowym można uzasadnić - zostało zarzucone. Zakładano, że deficyt da się pokryć wpływami z przewozów towarowych. W ten sposób przewóz tony stali czy węgla kosztował o kilka dolarów więcej niż powinien, co pogarszało konkurencyjność hut, kopalń i samej kolei i zmniejszało szanse eksportowe jej głównych klientów oraz jej możliwości w konkurowaniu z innymi środkami transportu. Nowa ustawa z 2000 roku kładzie temu kres, pod warunkiem, że będzie realizowana i samorządy wojewódzkie będą miały środki na współ-finansowanie przewozów regionalnych i zechcą energiczniej wpłynąć na ich kształt tak, aby służyły ludziom, a nie wożeniu powietrza.

 

Efekty lepszej lub gorszego rozwiązywania strukturalnych problemów naszej gospodarki w latach przeszłych są widoczne dzisiaj. Bilans nie jest najgorszy, ale widać też konieczność konsekwencji w działaniu tam, gdzie zostały rozpoczęte. Zaniechania dadzą o sobie znać za kilka lat. Niestety dla takich „drobiazgów”, z których każdy kosztuje po parę miliardów raz konsumentów, raz budżet, ale zawsze gospodarkę i ludzi w ekspoze i w debacie nad programem rządu czasu zabrakło.